czwartek, 31 lipca 2014

Walka z Wiatrakami, czyli o doświadczeniach na emigracji. Część 1.

     Co kraj to obyczaj.. Odwiedzając nowy od razu dostrzegamy najbardziej oczywiste i rzucające się w oczy różnice między nim a Polską. Architektura, kuchnia, moda, ceny. Jednak inaczej patrzymy na państwo do którego przyjeżdżamy na dwutygodniowe wakacje, a inaczej postrzegamy kraj żyjąc w nim nieco dłużej, pracując i przebywając wśród jego obywateli. Takim państwem, które dość dobrze udało mi się poznać, bo z przerwami mieszkam tu (tam?) już ponad 15 miesięcy jest Holandia. Właśnie o różnicach i podobieństwach między Królestwem Niderlandów a Polską, które udało mi się przez ten czas zaobserwować postaram się napisać.


   Tulipany, wiatraki, zalegalizowana marihuana, związki homoseksualne, aborcja i prostytucja. To prawdopodobnie pierwsze co przychodzi na myśl, gdy ktoś wspomina o Holandii. Jednak kraj ten to oczywiście znacznie więcej niż te utarte stereotypy. Mimo to nie sposób się do nich nie odnieść, a więc właśnie od nich zaczynamy..

1. "Zalegizować marihunaene.. w żadnym wypadku! A komu to potrzebne?" W Holandii jak widać potrzebne. Duża popularność marihuany w latach 60-tych spowodowała, iż holenderski rząd postanowił podzielić narkotyki na dwie kategorie - narkotyki twarde (m.in. heroina i kokaina) i miękkie (do tej grupy zaliczana jest właśnie marihuana). Wraz ze zmianą ustawodawstwa narkotyki miękkie zostały uznane za używkę nie powodującą uzależnienia i od roku 1976 przestano traktować zażywanie narkotyków miękkich jako przestępstwo oraz zezwolono na posiadanie niewielkiej ich ilości (obecnie 5 gram) na własny użytek. Tyle z historii, a jak to wygląda w praktyce? Z polskiej perspektywy niemal kosmicznie. Powszechne w Holandii są bowiem sklepy z marihuaną i haszyszem - tzw. coffeeshopy (nie mylić z kawiarniami :P ). Szczególnie dużo jest ich w Amsterdamie, gdzie wręcz trudno na jakiś nie trafić, gdyż znajdują się one w niemalże każdej uliczce. Wchodzisz do niepozornego lokalu, wyglądem faktycznie często przypominającego bar czy kawiarnie (aczkolwiek zapach unoszący się w powietrzu bynajmniej nie przypomina palonych ziaren kawy), a tam, zza lady wita Cię uśmiechnięty sprzedawca prezentując menu. I zamawiasz.. dostajesz małą torebeczkę z 1,2 lub 5 gramami zamówionego specyfiku bądź gotowego jointa. I tyle. Nie musisz się obawiać zakucia w kajdanki czy mandatu. Nie musisz kryć się pod osłoną nocy czy za czarnym płaszczem do kostek. Po prostu zasiadasz przy stoliku i spożywasz (palenie na zewnątrz jest teoretycznie zakazane). Nic bardziej normalnego prawda? Tutaj jest to po prostu legalne. Wrażenie z pierwszej wizyty w takim miejscu jest jednak przedziwnym, niezapomnianym doświadczeniem.





2. Dzielnica czerwonych latarni. Czym jest? Najprościej ujmując to wydzielony obszar miasta, w którym świadczone są usługi seksualne. Legalnie. W Holandii prostytucja jest zalegalizowana i jest to tutaj (przynajmniej w teorii) zawód jak każdy inny. Prostytutki normalnie płacą podatki i przysługują im świadczenia socjalne i zdrowotne. Najsłynniejsza jest oczywiście dzielnica czerwonych latarni (Red Light District) w Amsterdamie, która stała się jedną z największych atrakcji turystycznych miasta. Jednak podobne miejsca można znaleźć w prawie każdym większym mieście Holandii. I faktycznie, zgodnie z nazwą na owej ulicy Amsterdamu, świecą słynne bordowo-czerwone latarnie, a po obu jej stronach, w przeszklonych drzwiach swe wdzięki prezentują rzesze skąpo odzianych pań. Widok szokujący. Bardziej zadziwia już tylko kościół na samym środku tej "wyzwolonej" ulicy i spacerujące pod rękę zakochane pary (zapewne ciekawscy turyści). Nie ważne czy takie zjawiska Cie zniesmaczają czy wręcz przeciwnie, Red Light District to na pewno miejsce które trzeba zobaczyć na własne oczy, bo żaden jego opis nie jest w stanie oddać charakteru tego osobliwego miejsca. Pamiętajcie jednak, że fotografowanie w tym miejscu jest surowo zabronione, ze względu na ochronę prywatności prostytuujących się tam osób.

3. W roku 2001 Holandia jako pierwszy kraj na świecie zalegalizowała małżeństwa osób tej samej płci rozszerzając prawną definicję małżeństwa o związek dwóch osób tej samej płci. Jednocześnie umożliwiono tym parom adopcję dzieci. Wiele badań opinii publicznej wskazuje na dużą akceptację (najwyższą w UE) obywateli takiego stanu rzeczy. Eksperci wskazują, iż tak wysoka tolerancja wśród Holendrów wynika w znacznej mierze z dużego stopnia ateizacji obywateli (ponad 45%) oraz liberalizacji w kwestii obyczajowej większości holenderskich Kościołów protestanckich. I nie są to tylko jakieś wydumane statystyki. Holendrzy faktycznie są bardzo tolerancyjnym narodem, co jest niewątpliwie ich dużą zaletą (mają oczywiście też sporo wad :P ). Na parady równości wybierają się tutaj całe rodziny z dziećmi, co ciężko wyobrazić sobie w Polsce. Warto jednak tutaj zaznaczyć, że mimo tak dużej swobody jaką mogą się w Holandii cieszyć osoby homoseksualne, nie wyróżniają się one jakoś specjalnie w "przestrzeni publicznej". Nie biegają w obscenicznych strojach po ulicach jak to zapewne wiele osób sobie wyobraża i nie starają się specjalnie demonstrować swojej orientacji (może poza paradami). Stąd nawet jeżeli nie akceptujesz związków homoseksualnych, nie musisz od razu rezygnować z wyjazdu do Holandii.

.. a z luźniejszych tematów..

4. Tulipany. Co ciekawe kwiat ten pochodzi z Azji. Do Europy dotarł dopiero około XVI w. Dziś jednak to właśnie Holandia jest największym eksporterem cebulek tulipanów na świecie.Muszę jednak rozczarować tych, którzy myślą, że wjeżdżając do Holandii po obu stronach autostrady aż po Morze Północne ciągną się pola obsiane tym pięknym kwiatem. No niestety. Obszarem intensywnej hodowli tulipanów są podnóża wydm prowincji Zuid-Holland między miastami Harlem i Leiden znajdującymi się na zachodzie kraju. Ja, mimo wielu miesięcy spędzonych w różnych częściach Holandii (mieszkałem w okolicach Nijmegen na wschodzie, Bredy na południu oraz Zaandam na zachodzie), a nawet mieszkając w samym sercu upraw tulipanów (Noordwijk, niestety w miesiącach zimowych) do dziś nie miałem okazji zobaczyć słynnych, kolorowych pól. Może słabo się starałem? Tym którzy będąc w Holandii nie wyobrażają sobie jednak wrócić stąd bez zdjęcia na tle tulipanów proponuję wizytę w Lisse - holenderskiej stolicy tulipanów i zwiedzenie znajdujących się nieopodal ogrodów Keukenhof będących najsłynniejszym na świecie ogrodem botanicznym tych kwiatów.



5. Wiatraki. W przeciwieństwie do tulipanów, których nie odnalazłem, wiatraki trudno wręcz przeoczyć. W czasach ich świetności było ich w Holandii podobno około 10 tysięcy. Dziś zachowało się tylko/aż 1100 z nich, a i tak są widoczne na każdym kroku i dodają niezwykłego uroku nudnemu, kompletnie płaskiemu krajobrazowi tego kraju. Oczywiście nie pełnią już one swych pierwotnych funkcji i służą raczej jako atrakcje turystyczne, ale i tak zachwycają. Ostatnio zadziwił mnie widok ogromnego wiatraka w samym centrum Alkmaar. Oczu nie można oderwać od jego ogromnych ramion. Dobrze, że to nie ja byłem tego dnia kierowcą.

Niedaleko miejscowości w której aktualnie mieszkam (Krommenie) znajduje się skansen Zaanse Schans - jedna z największych atrakcji turystycznych Holandii. Znajduje się tam dość pokaźna kolekcja wiatraków budowanych nad rzeką Zaans od roku 1600. Za 2 tygodnie wybieram się tam, aby na własne oczy zobaczyć te niezwykłe budowle. Obiecuję, że zdam relację z wycieczki. Na razie pozostawiam zdjęcie..



To tyle o tych podstawowych skojarzeniach z Holandią. O bardziej prozaicznych różnicach w kolejnych częściach ;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz