poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Walka z Wiatrakami, czyli o doświadczeniach na emigracji. Część 2.

               Holandia zaskakuje rozmiarem. Jest to naprawdę niewielkie państwo. Ze swą powierzchnią trochę ponad 42 tys. km2 (dla porównania woj. mazowieckie to ponad 35 tys. km2) zajmuje dalekie 132. miejsce na świecie. Jednocześnie kraj ten zamieszkuje już prawie 17 mln ludzi, stąd zaczyna być tu dość tłoczno. Warto również wspomnieć, że około 1/4 kraju leży poniżej poziomu morza (średnia wysokość kraju to jedynie 10 m n.p.m.). Chociaż, o dziwo wszechobecna depresja nie wpływa specjalnie na nastrój raczej zadowolonych i uśmiechniętych mieszkańców ;)
Powszechny brak przestrzeni w tym kraju przekłada się jednak na minimalizm w architekturze. Zabudowa jest zwarta i ciasna, ulice wąskie, a sklepy mniejsze od tych do których przywykliśmy w Polsce. Tylko ludzie paradoksalnie jacyś tacy więksi ;)  Niewielkie holenderskie domy urzekają  surowymi, ceglanymi frontami, bądź drewnianą elewacją w charakterystycznym odcieniu zgniłej zieleni. Najczęściej bez ogródka i z wejściem prosto z chodnika, czasem spotkać można ewentualnie doniczkę z kwiatkami bądź niewielką ławkę przed wejściem.





Początkowo ten holenderski styl naprawdę urzeka, bo jest wyjątkowy. Jednak ciasnota w dłuższej perspektywie zaczyna przeszkadzać. Zwłaszcza gdy zasiadasz za kierownicą. Nie dość bowiem, że ulice są bardzo wąskie, a Holendrzy delikatnie mówiąc do mistrzów kierownicy nie należą, to jeszcze WSZĘDZIE są rowerzyści. A rowerzysta w Holandii jest jak święta krowa w Indiach - zawsze wlecze się środkiem ulicy i zawsze z kompanem u swego boku. W Polsce często zjeżdżałem praktycznie do rowu, aby uniknąć zderzenia z lusterkiem samochodu. Tutaj rowerzyści nie muszą się absolutnie niczym martwić. Zawsze i wszędzie mają pierwszeństwo. Za to kierowca samochodu musi uzbroić się w stalowe nerwy i "mieć oczy dookoła głowy". Z drugiej strony podróż rowerem po Holandii to rzeczywiście spora wygoda. Kraj ten dużo inwestuje w infrastrukturę dla rowerzystów - niekończące się ścieżki rowerowe i piętrowe parkingi przy dworcach to tylko niektóre z udogodnień. Sklepy natomiast, i nie tylko te branżowe, pękają w szwach od ilości rowerowych gadżetów. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego ile można poprzyczepiać do tego pojazdu. Rowerem jeździ tu faktycznie każdy. Można nim spokojnie objechać Holandię wzdłuż i wszerz. Po tylu miesiącach nie zaskakuje mnie już widok jadącego na rowerze biznesmena w garniturze czy budowlańca transportującego cegły, gips, a nawet dwumetrowe belki. W Polsce raczej rzadko spotykałem rower podpięty do stojaka przy sklepie, a tu o wolne miejsce na takim rowerowym parkingu (dużo większym niż u nas) naprawę trudno. I Holendrzy nie przyjeżdżają rowerami jedynie na drobne zakupy. Potrafią załadować swoje rowery niemal po uszy i z uśmiechem, bez problemu wracać po udanym "shoppingu" do domu.

Pozostając w temacie zakupów.. zaskakującym faktem jest brak wielkopowierzchniowych centrów handlowych. Wydawać by się mogło, że to spora oszczędność miejsca. W Holandii wszystkie sklepy są jednak "na zewnątrz". Myślę, że w całym kraju jest mniej więcej tyle galerii handlowych co na jednej ulicy we Wrocławiu. Jest to tym bardziej zdumiewające, że Holandia słynie z dość częstych opadów i niejednokrotnie w trakcie zakupów byłem zmuszony do przebiegania w deszczu między sklepami. Ale tak już tu jest..

Jeśli chodzi o większe sklepy spożywcze to wciąż są one znacznie mniejsze od tych w Polsce. Prawdziwą rzadkością są tutaj molochy, w których znajdziesz wszystko od kosmetyków, poprzez pietruszkę, aż po sprzęt komputerowy. Większość z tutejszych sklepów spożywczych jest rozmiarów tradycyjnej Biedronki i podobnej wielkości asortymentem.

Oszczędność miejsca odbija się niestety również na ilości i wielkości obszarów zielonych, a każdy mój powrót do Polski to zachwyt wolną przestrzenią, której tak brakuje w Holandii. To jak złapanie oddechu po wypłynięciu na powierzchnię wody. Z drugiej strony plusem niewielkich rozmiarów tego kraju (i zapewne możliwości finansowych) jest świetnie rozwinięta komunikacja. Z jednego końca Holandii na drugi można dojechać w komfortowych warunkach pociągiem z darmowym dostępem do Internetu w niecałe 2 godziny (średnia prędkość tutejszych pociągów to około 100km/h). Stąd też nie warto przejmować się tym, że miastem docelowym tanich lotów oferowanych przez WizzAir z Polski (z Warszawy, Gdańska, Katowic, Poznania i Wrocławia) do Holandii jest Eindhoven, które znajduje się około 120km od Amsterdamu. Istnieje wiele możliwości dojazdu do stolicy z lotniska. Podróż pociągiem czy busem prywatnego przewoźnika to wprawdzie  koszt około 20 euro, ale ceny biletów lotniczych to przy dobrych okazjach kwoty rzędu 30 do 100 złotych. Warto śledzić ceny lotów i robić rezerwacje wcześniej.

Czy weekend na wizytę w Holandii wystarczy? Myślę, że tak, a przekonam się już za 2 tygodnie, gdy po raz pierwszy w Holandii zawita Alex, a ja będę jej przewodnikiem. Trzymajcie kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz